Biurokracja NFZ w praktyce.

Historia nadesłana przez Krzysztofa, naszego czytelnika. Wypadek osoby z jego rodziny. Karetka zabiera kobietę do szpitala. Na szczęście nic poważnego, jednak z powodu uszkodzenia kręgosłupa przez najbliższych kilka miesięcy trzeba będzie chodzić w gorsecie.

Jakie to szczęście, że mamy NFZ. Składki były regularnie płacone, więc w takiej sytuacji należy się nagroda. Zamiast 360 zł na gorset, wystarczy 60 zł, bo resztę dopłaci NFZ. Trzeba tylko udać się z kwitkiem do oddziału NFZ i poprosić o zatwierdzenie refundacji, więc nasz czytelnik działa.

Na miejscu okazuje się, że to nie taka prosta sprawa, bo wypadek zdarzył się na terenie innego województwa niż miejsce zameldowania poszkodowanej. W sumie nieduży problem, bo oddziały NFZ znają swoje numery faksów, więc za chwilę dokumenty zostaną przefaksowane do macierzystego NFZ, i jak tylko wróci decyzja, będzie można dokonać zakupu z rabatem… ale nie tak od razu. Okazuje się, że dokument nie może zostać przefaksowany, bo na dokumentach ze szpitala nie ma adnotacji „PILNE”. Bez tego dopisku można jedynie samemu wysłać faks do macierzystego NFZ. Jak będzie dopisek, to wtedy NFZ wyręczy Krzysztofa i pokryje koszty faksu. Nasz czytelnik nie ma pod ręką faksu, a nikt mu nie powiedział, że można wysłać faks przez internet, więc wraca do szpitala po dopisek „PILNE”.

Po odczekaniu 30 minut przychodzi lekarz. Super, jest dopisek i pieczątka, więc Krzysztof udaje się ponownie do NFZ. Udało się, faks został wysłany. Krzysztof czeka godzinę. Miła Pani informuje go, że jest 16:00, więc oni już zamykają oddział i musi przyjść następnego dnia. Nasz czytelnik tłumaczy, że przecież bez gorsetu kobieta nie może wyjechać ze szpitala i on jest potrzebny dziś, a nie jutro. Niestety, nic się nie da zrobić.

Na szczęście udało się dogadać ze sprzedawcą ze sklepu ortopedycznego. Wypożyczył gorset na 1 dzień i umówił się, że oficjalnie sprzeda w kolejnym dniu, gdy już będzie kwitek z NFZ. Udało się bezpiecznie opuścić szpital tylko dzięki nagięciu procedur. Gdyby procedury były ściśle przestrzegane, kobieta musiałaby leżeć 1 dzień dłużej w szpitalu lub ryzykować, że uszkodzi kręgosłup jeszcze bardziej.

Zastanawiam się, co stoi na przeszkodzie, aby nieco uprościć te procedury. Skoro i tak zawsze przy złamaniu kręgosłupa należy się dopłata, to dlaczego nie wystarczy samo zaświadczenie od lekarza bez dodatkowych dopisków? Jeśli już uprzemy się, że musi być zgoda NFZ, to może chociażby dałoby się zrobić tak, aby wniosek był wysyłany bezpośrednio przez szpital, tak aby rodzina pacjenta nie musiała podróżować przez miasto z papierami? A może jeszcze lepiej zlikwidować NFZ i składki pozostawić w kieszeniach ludzi? Wtedy każdego byłoby stać, aby kupić sobie ten gorset w cenie rynkowej bez biegania z wnioskiem o dopłatę.